wtorek, 10 stycznia 2017

CELLADOR - Off the grid (2017)

Cofnijmy się na chwilę w czasie. Mamy rok 2006 i wtedy znikąd pojawia się amerykańska formacja Cellador z swoim debiutanckim albumem „Enter deception” i szybko zostają wliczeni do najlepszych kapel ostatnich lat, a sama płyta stała się kultowa w środowisku fanów power metalu. Kapela pokazał, że choć pochodzą z Stanów Zjednoczonych to bliższa im jest scena europejska. W ich muzyce można doszukać się wpływów Dragonforce, Gamma Ray, Power Quest, czy Helloween. Niestety tak jak szybko się pokazali, tak szybko przestali istnieć. Zespół przeszedł sporo roszad i dopiero udało się osiągnąć stabilizację w 2011r. Wtedy to na świat przyszła Epka „Honor Forth”. Wróciły wspomnienia i apetyt na muzykę Cellador. Zespół w nowym składzie ruszył ostro do pracy nad nowym albumem i tak powstał „Off the grid”. Premiera przewidziana na 10 marca 2017. Okładka może nie jest taka klimatyczna i miła dla oka jak z debiutu, ale niech może przemówi muzyka.

Dzięki uprzejmości wytwórni już mogę od jakiegoś czasu słuchać najnowsze dzieło amerykanów i jest to o tyle miła niespodzianka, że chciałbym podzielić się z fanami zespołu. Kto z nas maniaków power metalu nie czeka na powrót Cellador? Nie ma wśród nas na pewno takich osób. Sporą rolę w zespole zaczął odgrywać Chris Petersen, który działa w Cellador od początku. Dotychczas był gitarzystą, ale od 2012 r pełni rolę również wokalisty. Trzeba przyznać, że odnajduje się w tej roli i radzi sobie całkiem dobrze. Potrafi śpiewać czysto, a także wysoko, a przy tym jeszcze bardziej podkreśla zamiłowanie do europejskiego power metalu. Reszta składu to nowe nabytki, które Chris ściągnął w międzyczasie i ostatnim członkiem został gitarzysta Eric Meyers, którego ściągnięto w 2015r. Niby nowi muzycy, a muzyka wciąż tak samo energiczna i przebojowa jak na debiucie. Może nie ma już takiego szoku i takiej techniki co na debiucie, ale słychać że to Cellador. Co może nieco ujmować zespołowi to nieco pospolite melodie czy riffy. Ktoś mało doświadczony może stwierdzić, że to kolejny klon Gamma Ray czy Helloween, a przecież panowie mają swoją własną tożsamość. 9 lat od świetnego debiutu to kawał czasu i w sumie przypomina się sytuacja świetnego Persuader, który również ostatnio miał sporo problemów. Jednak mimo tego czasu Cellador nagrał naprawdę świetny album, który przede wszystkim potrafi oczarować dynamiką, przebojowością i tym, że krążek jest bardzo równy. Nie ma mielizn, nie potrzebnych zwolnień czy ballad. Jest cały czas szybko i agresywnie, a to może się podobać. Na nowym albumie znajdziemy 10 kompozycji, które pokazują że amerykanie też mogą grać europejski power metal i to na wysokim poziomie. Nawet brzmienie jest tutaj jakby bardziej europejskie, ale nie można nic tutaj zarzucić. „Sole Survivors” zaczyna się od ciekawych popisów gitarowych, ale co zaskakuje to forma muzyków i ich świeżość. Liczne przejścia, dynamika, lekkość i power metalowa gracja zaskakuje i wciąga na dobre. Jest przebojowo, szybko i klasycznie, a przy tym agresywnie. Przypominają się wielkie zespoły i ich kultowe albumy. Chris pokazuje się jako utalentowany wokalista i to on jest motorem napędowym Cellador. Mocny riff, szybka sekcja rytmiczna i znów sporo ciekawych przejść to atuty melodyjnego „Break Heresy”. W tym kawałku zespół pokazuje naprawdę niezłe zaplecze techniczne. Stylistycznie przypominają się ostatnie dokonania dragonforce. Bardziej agresywnie i znacznie ciężej jest w „Shadowfold”, który motoryka nasuwa twórczość Gamma Ray. Już na debiucie skojarzenia z ekipą Hansena były słyszalne, tak więc to jest dobry znak. Stylistycznie „Wake up the tyrant” jest podobny do „Shadowfold”. Znów mocniejszy riff, szybka sekcja rytmiczna i nawiązania do Gamma Ray. Refren tutaj jest niezwykle chwytliwy, choć przypomina się wiele klasycznych i kultowych hitów z lat 90. Tytułowy „Off the Grid” to również dynamiczny i melodyjny utwór, który ma coś z ostatnich płyt Bloodbound czy Helloween. Jednym z najszybszych kawałków na krążku jest bez wątpienia „Swallow Your pride”, gdzie zespół przypomina szybkie petardy Dragonforce. Druga część płyty nie zwalnia i można dalej się delektować wysokiej klasy power metalem. „Shimmering status” wyróżnia się na pewno wyjątkowo chwytliwym głównym motywem i dynamiką. Stylistycznie nieco odstaje słodszy i bardziej stonowany „Good Enough”, który jednocześnie jest najsłabszym kawałkiem na płycie. Na sam koniec mamy dwie petardy power metalowe w postaci „This means war” i „Running Riot”, który zamyka album.

Jeden z najważniejszych zespołów power metalowych powrócił latach i to w wielkim stylu. „Off the grid” to dojrzały i dopracowany album, który nie zawodzi. Album definiuje styl power metalu i warto mieć go w swojej kolekcji. 9 lat przyszło czekać fanom, ale warto było, bo dostaliśmy kolejny świetny album Cellador, który śmiało można postawić obok „Enter Deception”.


Ocena: 9/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz