wtorek, 10 stycznia 2017

DORMANT DISSIDENT - Knightmares (2016)

Z każdym rokiem przybywa nam kapel polskich, które grają szeroko pojęty heavy metal i to na światowym poziomie. Do tego zacnego grona na pewno trzeba zaliczyć Dormant Dissident. Ta młoda formacja pochodzi z Zielonej Góry i choć działa od 2011 r, to dopiero w tym roku udało im się wydać debiutancki album zatytułowany „Knightmares”.Zespół zaczyna swoją przygodę z metalem i miło słyszeć, że chcą startować z wieloma zagranicznymi formacji. Nie mają się czego wstydzić, bo wiedzą jak grać zadziornie, dynamicznie, melodyjnie, a przy tym trafić do słuchacza dzięki prostym zabiegom. „Knightmares” to płyta, którą powinni zainteresować się fani Nocnego Kochanka czy Scream Maker, a także fani Judas Priest czy Iron maiden.

Dla Dormant Dissident ważny był rok 2012 kiedy to zespół poszerzył skład o drugiego gitarzystę i wokal. Ważnym członkiem zespołu był Michał bedner, który przyczynił się do stworzenia tego materiału. W 2015 zastąpił go Kamil Pleśnierowicz i jego gra z Igorem Cybailem układa się wyśmienicie. Ich zagrywki gitarowe są proste, ale niezwykle melodyjne i zadziornie. Zespół nie kryje przy tym swoich zamiłowań latami 80 i to słychać przez cały album. Ta formacja na pewno wyróżnia się specyficznym wokalem Artura Kulińskiego, który stawia na agresję i zadziorność. Przypominają się stare dobre czasy Paul Di Anno. Brzmienie też mocno wzorowane na latach 80 i kultowych płytach z kręgu NWOBHM. Troszkę czuję niedosyt jeśli chodzi o okładkę, ale Adrian Michalak stworzył ciekawą i kolorystyczną szatę graficzną. Najciekawszym w tym wszystkim jest jednak zawartość, która nie jest wymuszona ani do bólu przewidywalna. Co zaskakuje? Na pewno klimatyczny i rozbudowany „Dormant Dissident”, w którym zespół nie kryje swoich zamiłowań Metaliką czy Iron Maiden. Zaczyna się nie zwykle klimatycznie, a partia akustyczna jest niezwykle melodyjna. W przeciągu 7 minut dzieje się sporo, a zespół pokazuje, że w sobie sporo energii i zapału. Ciekawa i melodyjna partia basu, prosty i wciągający motyw główny czyni „Hangman Dance” kolejnym ciekawym kawałkiem na płycie. Zespół zaskakuje na pewno tym, że odnajduje się w dłuższych kompozycjach i to pokazuje dynamiczny „Queen of the Night”, czy mroczniejszy „I'm alive”, które mocno nawiązują do pierwszych płyt Iron Maiden. W podobnej konwencji utrzymany jest „the King will come”, choć tutaj może urzec bojowa struktura i epickie chórki. Również te krótsze utwory są godne uwagi i można śmiało tutaj wymienić otwieracz „Son of the lightning”, który ma coś z Judas Priest czy Black Sabbath. Swoje robi na pewno mroczny klimat i tak surowość. Troszkę thrashu można uświadczyć w ostrzejszym „S.M.D”. Na płycie jest sporo hitów i dobrym przykładem tego jest dynamiczny „Curse of the mirrors”.

Nie znajdziemy tutaj wypełniaczy, kompozycji zrobionych na siłę tylko po to, żeby nagrać album. Płyta jest przemyślana i zrobiona z głową. „Knightmares” od początku do końca trzyma równy i bardzo dobry poziom. Każdy kto wychował się na klasyce od razu pokocha to co gra i w jaki sposób gra Dormant Dissident. Przed chłopakami jest kariera i rozpoczęli ją od mocnego uderzenia. Czekam na kolejne wydawnictwa!


Ocena: 8/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz