środa, 18 stycznia 2017

TYGERS OF PAN TANG - Tygers of pan Tang (2016)

Z klasycznego składu tygers of pan Tang został właściwie gitarzysta Robb Weirr, który odpowiada za brzmienie i jakość utworów. Wiele się zmieniło, heavy metal nabrał nieco innego znaczenia, a przez ten czas ta brytyjska formacja pozostała sobą i wciąż stara się grać NWOBHM z elementami klasycznego heavy metalu z lat 80 i hard rocka. Na 11 album zatytułowany po prostu „Tygers of pan tang” przyszło czekać fanom 4 lata. Nowy album z jednej strony podsumowuje karierę, a z drugiej pokazuje że zespół stara się rozwijać, zwłaszcza na płaszczyźnie hard rockowej. Wokalista Jacopo daje zespołowi swobodę i możliwość poszerzania horyzontów. Jego wokal sprawdza się w różnych rodzajach kompozycjach i to słychać na „Tygers of pan Tang”. Micky i Robb stawiają na łatwe melodie, chwytliwość i rockowe szaleństwo. Dzięki temu płyta jest łatwa w odbiorze i może trafić do tego grona słuchaczy, które nie do końca znają twórczość tej brytyjskiej formacji. Zespół potrafi nawiązać do swojej przeszłości co potwierdza singlowy „Only The Brave”. Na pewno zaskakują kompozycje rockowe jak „Glad Rags” który nasuwa namyśl twórczość Def Leppard czy Ac/Dc. Dalej na płycie mamy ciepłą i emocjonalną balladę w postaci „The Reason why”, który potrafi złapać za serce. Sama konstrukcja przypomina dokonania Foreigner. Fani na pewno pokochają rozpędzony „Never give in”, który ma coś z Saxon czy Judas Priest. Mocna kompozycja, z szybkim tempem i ostrymi partiami gitarowymi. Dobry dowód na to, że brytyjska formacja jest w formie. W podobnym klimacie utrzymany jest „Do it Again”, który oddaje to co najlepsze w NWOBHM. Nieco nowocześniejszy „Blood red sky” to kompozycja dynamiczna i niezwykle zadziorna. Całość zamyka bardzo udany przebój „The Devil You know”, który bardzo dobrze podsumowuje cały krążek. Tyger of pan tang żyje i ma się dobrze, w dodatku nagrywa naprawdę solidne krążki, co potwierdza ich nowy album. Jest moc, jest polot i dobra zabawa. Płyta jest zróżnicowana i ma kilka przebojów, co tylko jeszcze bardziej zachęca do zapoznania się z najnowszym dziełem Brytyjczyków. Solidna porcja hard rocka i klasycznego heavy metalu.

Ocena: 8/10

1 komentarz:

  1. Jako fan NWOBHM i ToPT stwierdzam, iż to przeciętny krążek ;)Moim zdaniem to solidna, klarowna produkcja sprawia wrażenie, że album jest chwytliwy, a taki nie jest - kawałki nie są odkrywcze, a czasem bardzo sztampowe ("Glad Rags"). Nie rozumiem zachwytów niektórych, jaki to ten album wspaniały, podobne reakcje były przy "Ambush". I właściwie oba albumy prezentują zbliżony poziom. Nie twierdzę wcale, że są złe - można ich posłuchać i to bez obrzydzenia, ale wielkiego entuzjazmu nie dostarczą. Z ubiegłorocznych nowości NWOBHM dużo lepiej wypada Diamond Head.

    OdpowiedzUsuń