sobota, 18 lutego 2017

BATTLE BEAST - Bringer of Pain (2017)

Wiele różnych opinii można spotkać jeśli chodzi o fiński band o nazwie Battle Beast. Ten młody zespół grający melodyjny heavy metal szybko zdobył sławę. Wygrali walkę debiutów na Wacken Open Air w 2010 i tak idąc za ciosem wydali debiut „Steel”, który odniósł spory sukces komercyjny. Zespół pokazał, że potrafi grać solidny heavy/power metal z domieszką stylów Bloodbound, Lordi, sabaton czy Dio. Nitte Valo okrzykniętą żeńską wersją Ronniego James Dio i kariera stała otworem przed tym zespołem. Nie każdy załapał ten słodki metal okraszony różowymi melodiami i nieco kiczowatą formą. Jednak kto kocha przebojowość i chwytliwe melodie szybko się odnalazł. „Unholy savior” był jak dla mnie mało metalowy, a bardziej dyskotekowy. To była tortura dla uszu, ale nie skreśliłem ten zespół. Oczekiwałem cierpliwe „Bringer of Pain” i jestem zaskoczony.

Po premierze „King for a Day” nie liczyłem na coś specjalnego. Spodziewałem się kiczu i porażki z poprzedniego albumu, a tutaj jednak zostałem mile zaskoczony. Płyta jest lekka, przebojowa, zagrana z pomysłem i naprawdę słychać ten melodyjny metal. Słychać te nawiązania do Dio, Sabaton, Lordi czy Bloodbound. Noora daje niezły popis swoich umiejętności wokalnych i ten element na pewno nie zawodzi. Nowa świeżość to bez wątpienia zasługa nowego gitarzysty Joona, który dołączył do zespołu w 2016 roku. Nowy album to 40 minut dynamicznej i przebojowej muzyki, która przenosi nas do dwóch pierwszych wydawnictw Battle beast, które są wyznacznikiem stylu i poziomu muzycznego tej kapeli.

Zaczyna się energicznie i nieco w stylu Sabaton, ale zadziorny „Straight to the Heart” to jest hit, który szybko zapada w pamięci. To jest właśnie Battle Beast taki jaki lubię. Echa starego warlock słychać w zadziornym i ostrym riffie w początkowej fazie „Bringer of Pain”. Dawno band nie grał tak szybko i tak złowieszczo. Tutaj słychać świetne nawiązania do Sinbreed czy Hammerfall i ja to kupuje. W sumie Battle Beast mógłby śmiało podążać w tym kierunku. „King For a day” to utwór promujący ten album i choć na początku mnie nie przekonywał, to teraz na albumie pasuje mi do całości i dostrzegam jego zalety. Ma przebojowość Abba, a sama konstrukcja przypomina mi „Enter the metal world” z debiutu. Fani nightwish na pewno po lubią dynamiczny i przebojowy „Beyond The Burning Skies”, w którym świetny popis wokalny daje Noora. Przebój goni przebój i zespół nie zwalnia tempa. Stonowany „Familliar Hell” ma coś z dokonań Lordi i ten hard rockowy feeling słychać tutaj. Melodyjny „Bastard Son of Odin” to kolejny mocny punkt tej płyty i pokazuje jak w dobrej formie jest zespół. Klasyczne brzmienie Accept czy Warlock przemawia w riffie do „We will Fight” i śmiało ten kawałek może być zagrany na koncertach zespołu. Nawet ballada „Far from heaven” broni się i potrafi zapaść w pamięci.


No i obawiałem się kiczu i mało metalowego krążka, a tutaj Battle beast mnie zaskoczył. Wrócili do grania z dwóch pierwszych albumów i to cieszy, bo w tym wcielaniu zespół jest najbardziej autentyczny i skuteczny. Śmiało można sięgać po „Bringer of pain”.

Ocena: 8.5/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz