niedziela, 9 kwietnia 2017

CUSTARD - A realm of tales (2017)

W niemieckim teutońskim metalu szczególne miejsce zajmuje formacja Custard, która powstała w 1987r. Kiedy zrodził się boom na power metal, to wtedy na dobre ta kapela zaczęła się rozwijać. Charakterystyczny wokalista Oli Strasser, dzięki swoim zapędom pod Roba Halforda czy Micheala Kiske szybko stał się ikoną Custard. Dzięki nim ta formacja jest rozpoznawalna i zaszła tak daleko. Reichart i Absorber z kolei dbają o to by każdy album miał kopa i sporo ciekawych melodii. Pierwsze wydawnictwa miały w sobie to coś, ale "Infested by Anger" z 2012 to raczej wpadka i parodia tego co prezentowali na początku. 5 lat czekania na nowy album okazał się nieunikniony, ale w efekcie dostajemy coś na miarę pierwszych płyt. Tak "A realm of tales" to kwintesencja stylu Custard i niemieckiego heavy/power metalu.

Na płycie znajdziemy 12 utworów, co łącznie daje prawie godzinny materiał. W sumie znajdziemy tutaj wszystko i dla każdego coś dobrego. Jest teutoński heavy metal, jest szybki power metal, a czasami zespół wkracza w rejony progresywne. "Queen of Snow" to taki rasowy niemiecki power metal, w którym zespół nie boi się brać zapożyczeń z Helloween, Grave Digger czy Sacred Steel. Custard powraca do korzeni, do melodyjnego grania, gdzie każda melodia potrafi zapaść w pamięci, a riffy są mocne i atrakcyjne. Taki "The pied piper" to taki ukłon w stronę pierwszych płyt i za takim Custard fani na pewno czekali. Elementy progresywne pojawiają się w bardziej rozbudowanym "Arabian nights". Czasy starego helloween czy Insania stockholm można usłyszeć w dynamicznym "Snow White". Na płycie nie mogło zabraknąć wolniejszego kawałka, który pozwala złapać nieco tchu słuchaczowi. Trzeba przyznać, że The little march girl" dobrze wypada i ma w sobie to coś. W "Daughter of the Sea" to kompozycja bardziej zadziorna i pełna elementów Judas Priest. Dalej mamy petardę w postaci "Witch Hunter", który jest przykładem, że nie brakuje przebojów. Jest też miejsce dla mroku i nieco nowoczesności , co potwierdza  "Sign of evil". Całość zamyka bardziej epicki "Forged in fantasy".


Tak o to powróciła kolejna solidna kapela, która w latach 90 przeżywała swój złoty okres. 5lat minęło od ostatniej "Infested of anger", która była wielkim rozczarowaniem. Custard znów gra swoje, czyli szybki, melodyjny power metal w klasycznej, niemieckiej odmianie. Warto sięgnąć po ich najnowsze dzieło. Polecam!

Ocena: 8/10



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz