środa, 14 czerwca 2017

VICTORIUS - Heart of phoenix (2017)

Kiedy coś się sprawdza i jest stabilność to po coś zmieniać i szukać dziury w całym? Niemiecki band Victorius wyszedł z takiego samego założenia i w efekcie ich kolejne dzieło w postaci „Heart of Phoenix” to czysta kontynuacja poprzednich dzieł. To już 4 album tej formacji i w swojej naturze bardzo podobny do poprzednich wydawnictw. W skrócie szybki, energiczny power metal, który nawiązuje do lat 90. W ich stylu można doszukać się wpływów Dragonforce, Gamma ray, Freedom Call czy Helloween. Klasyczne brzmienie i podejście do tematu. Do tego rasowy i uzdolniony wokalista David Babin i zgrany duet gitarzystów i mamy sprawny zespół. Panowie działają od 2004 r i w tak krótkim czasie szybko wbili się do grona najciekawszych zespołów, a ich najnowsze dzieło to tylko potwierdza. Victorius dalej korzysta z prostych i chwytliwych patentów, które dadzą w rezultacie hity, które na długo zostaną w pamięci. Nowy album to kopalnia hitów, w dodatku album łatwy w odbiorze, dynamiczny i zróżnicowany. Dominuje szybkość, ale nie brakuje ciekawych smaczków i urozmaiceń. „Shadowwarrios” jak i „Hero” to power metalowe petardy, które szybko pokazują słuchaczowi z czym mamy do czynienia. Jest moc i energia, która zaraża od samego początku. W „End of the Rainbow” można dostrzec pewne elementy Rhapsody, Hammerfall czy Freedom Call. Pomysłowy riff i dobrze wpasowane chórki nadają podniosłości temu kawałkowi. Jednym z moich ulubionych utworów na krążku jest nieco rycerski, bardziej marszowy „Die by my sword”, który pokazuje zespół z nieco innej strony. Melodyjny motyw i klimatyczne partie klawiszowe sprawiają, że „Sons of Orion” zachwyca klimatem i aranżacjami. Echa Rhapsody można usłyszeć w nieco bardziej symfonicznym i agresywniejszym „Empire of Dragonking”. W zasadzie zespół nie bawi się w półśrodki i od początku do końca serwuje nam power metalowe petardy, które są osadzone w klasycznych latach 90. Dynamiczny „Hammer of justice”, bardziej progresywny „Beyond the iron sky”, czy agresywny i mroczniejszy „Virus” są tego dobrym przykładem. Całość zamyka bardziej komercyjny „A million lightyers”, który pozwala nieco odsapnąć po takiej dawce szybkiego power metalu. Victorious powrócił z kolejnym świetnym i bardzo dobrze wyważonym albumem, który od początku do końca serwuje nam wysokiej klasy power metal. Jest sporo ciekawych i chwytliwych melodii, a album kipi pozytywną energią. Słychać, że zespół dobrze się bawi przy tym, w dodatku jest to szczera muzyka prosto z serca. Ja to kupuje.

Ocena: 9/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz